… a nie tylko wciąż te podróże i chleb:) Wszak nie samym chlebem człowiek żyje, czasem też dekupażem.

Straszyli nas, że będzie straszna zima do końca marca, a tu odwilż. I bardzo dobrze. Mamy już cztery medale na igrzyskach, czyli ogólnie nie jest źle. Ja mam ponad 200 stron do przetłumaczenia do 15 marca, oczywiście miałam kupę czasu na to, ale jak zwykle pracuje mi się najlepiej, gdy termin goni. Nawet już z tym nie walczę. Ten typ tak ma. Dziś z przyjaciółką stwierdziłyśmy, że to ma sens, bo tak wychodzi lepsza stawka za godzinę pracy, hehehehe.

Ale do rzeczy. Udało mi się zrobić cztery prace. Pierwsza to herbaciarka z wykorzystaniem szablonu, którym się chwaliłam jakiś czas temu.

Na początku chciałam, aby tekst stanowił wyłącznie tło pod motyw, ale tak mi się spodobała wersja basic, że postanowiłam nic nie naklejać. Dałam tylko spękania dwuskładnikowe (moje pierwsze doświadczenie z tymi spękaniami firmy Heritage, bardzo pozytywne zresztą, wcześniej pracowałam na Stamperii) i lekką patynę. W każdym razie szablon na pewno wchodzi w poczet moich ulubionych efektów.

Następna praca to pudełko na dwie talie kart z hinduskim słonikiem na szczęście. Wykończenie jak w herbaciarce plus szaleństwo w postaci domalowanych kropeczek:)

Następny jest chustecznik, w którym wykorzystałam piękne (moim skromnym zdaniem) akwarelowe maki. Nie kombinowałam tu zbytnio w sensie domalówek czy wstążeczke, ponieważ serwetka jest wystarczająco zdobna.

I na koniec taca: połączenie bejcy i farby, lekka przecierka, serwetka oraz domalowanie krzywych rameczek. Bardzo lubię połączenie farby z bejcą, uważam że tak często jest ciekawiej. Zastanawiam się tylko, czy nie dorobić sepiowych cieniowań. Pomyślę jeszcze.

A poza tym czytam “Pod słońcem Toskanii” Frances Mayes. Kiedyś zrobiłam jedno podejście po obejrzeniu filmu, ale jakoś nie zmęczyłam. Teraz natomiast czyta mi się wspaniale! I tęsknię za słońcem i letnimi krajobrazami. Może dlatego lepiej mi “wchodzi”, bo sama jestem po dużym remoncie? I może dlatego, że bardziej wgłębiłam się w uroki kucharzenia, włącznie z zamykaniem smaków lata w błyszczących słoikach i butelkach? Może po prostu ta książka jest dla trochę dojrzalszych (sic!) osób, które zaczynają się uczyć, jak doceniać drobne codzienne przyjemności w postaci smaków, widoków, miłych słów i gestów? Polecam tę książkę pachnącą pomidorami suszonymi na słońcu, zwłaszcza w przededniu wiosny, kiedy u nas jeszcze szaro i buro…