Święta minęły pod znakiem pysznego jedzenia, oczywiście, i niestety przeziębienia… Nie wiem jak, nie wiem kiedy, bardzo się przeziębiłam. Teraz już chyba wychodzę na prostą, ale wciąż nie jestem zdrowa, buu… A muszę wyzdrowieć, bo, jak już wspominałam, 16 mamy lecieć na tydzień do Alicante! Jak nie wyzdrowieję na 100% to nie polecę w moim stanie. A bardzo się cieszę na ten wyjazd. Po pierwsze dawno nigdzie nie byliśmy, a po drugie potem długo nigdzie nie pojedziemy:) Ma być plażowanie, zwiedzanie; planujemy wycieczkę do Murcji i Walencji, bo są niedaleko…

A z przyjemności to czeka nas jeszcze w niedzielę najbliższą koncert Grzegorza Turnaua! Ostatnio na jego koncercie byłam w liceum albo tuż po, w gdańskim Żaku jeszcze w starej siedzibie, czyli bardzo dawno temu:) Było cudownie. Mam nadzieję, że teraz też tak będzie. Zapraszamy też moją mamę, która go lubi. Tak więc z wielu przeróżnych względów motywacja do zdrowienia jest wielka…

Jeszcze przed świętami zrobiłam trzy prace. Pierwsza z nich to listownik. Potraktowałam go minimalistycznie przecierkami oraz wzorem z serwetki (dzięki Asiu!). Myślę, że nic mu więcej już nie potrzeba.

Druga praca to romantyczny domek na klucze. Przecierki, serwetka i delikatne spękania Heritage + lekka patynka uzyskana bakłażanowym cieniem do powiek.

=I ostatnia rzecz – serwetnik z wzorem, który już kiedyś wykorzystałam na tacy, a który wciąż mi się niezwykle podoba. Wiem, że gdy się używa serwetnika zgodnie z jego przeznaczeniem, to głównego wzoru nie widać, ale za to jaka niespodzianka po wyjęciu ostatniej serwetki!

Pozdrawiam serdecznie poświątecznie!

Hopik