Należę do osób, które od nastolęctwa (?) są na diecie. Częściej lub rzadziej, ale są. I zawsze myślą o tym, co jedzą. Ile ma kalorii. I dlaczego tak dużo.
Czasem odpuszczam, ale potem “nadejszla wiekopomna chwila” gdy ubrania zaczynają dziwnie leżeć. Tak średnio 2-3 razy w roku się dietuję, żeby te 3-5 kg poszło się bujać (na kimś innym, bo podobno nic w przyrodzie nie ginie). Na szczęście rozsądnie. Jem cztery razy dziennie. Warzywa, dobre węglowodany (ryż brązowy, makaron i chleb razowy, wafle ryżowe, kasze), chude mięsa, jogurty. 1000-1300 kalorii dziennie. Przy moim wzroście i wadze by schudnąć kilogram na tydzień musiałabym przyjmować tylko 900 kcal dziennie. Przy 1300 kcal stracę 0,5 kg. Ale dobra wiadomość – przy 1300 kcal już można sobie podjeść (no, powiedzmy).
Przy okazji polecam bardzo stronę www.ilewazy.pl. Za darmo 🙂 Bo jest świetna. Znajdziecie tam wartości kaloryczne popularnych (tych mniej też) dań, produktów, w standardowych miarach, np. łyżka, szklanka, garść. Nie trzeba mieć wagi kuchennej w domu.
Odchudzanie to ciężka praca. Samo przygotowywanie posiłków według dietetyka i robienie zakupów pochłaniają dużo czasu. Ja mam rozpiskę od fachowca sprzed 7 lat. Sprawdzona, działa, smaczne. Ponieważ dobrze znam tę dietę, pozwalam sobie ją modyfikować w przyjętych granicach.
Odwieczny problem to “Co jeść w pracy na diecie?”, gdy w okolicy tylko marny spożywczak i fastudownia.
Śniadanie powinniśmy zjeść w domu, gdzie łatwiej przygotować posiłki z uwagi na okoliczności i dostępność produktów. A w pracy? Mam parę sprawdzonych patentów.
Zupa z waflami ryżowymi:
Zupy Hortex. Są pyszne. Jeśli macie w pracy lodówkę i mikrofalę (albo mikrowelę, jak niektórzy wolą), to alleluja. Wystarczy na cztery drobne posiłki. Moja propozycja to kubek gęstej zupy warzywnej (ok. 50 kcal) + 2 wafle ryżowe (80 kcal). Zdrowo i masz wrażenie, że nawet coś zjadłaś, choć to tylko 130 kcal, czyli równowartość połowy batonika snickers (!).
Pieczone warzywa z sosem jogurtowym:
Propozycja wymagająca trochę wysiłku, ale za to długo odcinamy kupony. Kilka marchewek, seler, pietruszkę, paprykę, cebulę, ziemniaki kroimy na ulubione cząstki i pieczemy przez godzinę na 180-200 stopni. Bez żadnych przypraw czy oliwy. Jak wystygną, przekładamy do dużego pojemnika i przechowujemy w lodówce. Do pracy przekładamy tyle, ile nam trzeba. Wystarczy spokojnie na 5 dni. Pycha! Wersja “na łatwiznę”: poprzedniego dnia smażymy bez tłuszczu dowolne mrożone warzywa na patelnię. Do tego sos: 5 łyżek jogurtu, łyżka majonezu (trochę przyjemności też nam się należy!), sok z cytryny, sól, pieprz, ew. czosnek jak możecie zionąć w pracy. Wymieszać. Polewać warzywa. Też wystarczy spokojnie na 5 porcji.
Wytrawne galarety
Moim odkryciem są ostatnio galaretki drobiowe. Można zrobić samemu, albo kupić w Lidlu lub Biedronce. 200 gramów ma jakieś 140 kcal! Na talerzu zajmuje sporo miejsca, a jak wiadomo, jemy też oczami, więc oszukujemy mózg, że pochłonęliśmy dużo żywności.
Do tego sałatka. Uwielbiam mini sałatki rzymskie z Lidla, bo jedną się je na raz. Pomidorek. Kiszony. Co tam chcecie. I dwie łyżeczki winegretu, najlepiej samorobnego, przyniesionego w słoiczku – może stać w lodówce hohoho, albo jeszcze dłużej. Warzywa można przynieść już pokrojone w pojemniku, albo zrobić to na miejscu – zajmie minutę.
Świetny patent na podkręcenie smaku sałatki to dwa suszone pomidory (około 30 kcal) pokrojone na cząstki. Ale nie te z oleju 🙂 Nie wiem co mają, ale dają wrażenie piątego smaku umami, który tak lubimy.
Oczywiście można kupić też gotowe sałatki, ale bardziej trzepią po kieszeni. No i trzeba uważać na kaloryczność – ser, szynka i sos majonezowy to nie jest dietetyczne jedzenie, choć leży na sałacie.
Galaretkę drobiową przy sałatce można zastąpić:
- galaretką rybną – do nabycia w popularnych sklepach w poręcznych pojemniczkach,
- gotowanym jajkiem – ugotować naraz kilka i brać do pracy,
- chudą wędliną pokrojoną na kawałki
- paluszkami surimi (6 paluszków to tylko 100 kcal, a dają dużo smaku)
- rybą – łososiem, filetami z pstrąga czy makreli (choć z tą ostatnią trzeba uważać, bo jest dość tłusta i kaloryczna), też z popularnych sklepów, zapakowanymi próżniowo, coby nie śmierdziało przy transporcie (ważne zwłaszcza dla osób korzystających z usług transportu publicznego)
- pokruszonym twarogiem
- twarożkiem wiejskim
A gdy na ssie na coś słodkiego, to polecam przetrącić:
- jogurt naturalny z łyżeczką dżemu albo owocem świeżym, w sezonie polecam truskawki i maliny, bo mają bardzo mało kalorii
- kilka daktyli – jeden ma tylko 15-20 kcal
- banana – ale nieco rzadziej, bo jeden ma około 120 kcal
No a potem jesteśmy już w domu, gdzie znowu łatwiej coś przygotować.
Podpasił Wam jakiś pomysł?