Co ja mam, co ja mam!
Wspaniałą, cudowną, niepowtarzalną pamiątkę!
Wisiała u mojej babci na ścianie przy piecu, na słomce (kiedyś tak się obrazy wieszało, albo pocztówki, suche kwiaty, i co tam jeszcze się chciało…). Zawsze lubiłam na nią patrzeć. Gdy babcia umarła, jej dom przeszedł gruntowny remont, a pamiątkę wessało. Nawet się czasem zastanawiałam, co się z nią stało. I okazało się, że niedawno kuzynka znalazła ją za piecem! I mi ją oddała:) Ależ się ucieszyłam! Oto ona:

Jest to malunek (rysunek?) sporządzony na podstawie dwóch zdjęć (wiem to od mojej mamy). Nie wiem dokładnie co to jest za technika, może ktoś z was będzie wiedział? Brudzi przy dotyku, jakby narysowano postaci węglem. Przedstawia prababcię Michalinę, babcię Weronikę (tę od słomki i pieca), dziadka Franciszka, moją mamusię po lewej i ciocię Halę. Bardzo mnie wzrusza ten wizerunek… Ale ja w ogóle mam słabość do przedmiotów naznaczonych czasem… Dla mnie jest to wyjątkowa rzecz, bo to moja najbliższa rodzina, unikatowa pamiątka. Tak się cieszę, że się znalazła! Wkrótce zajmie godne miejsce w galerii zdjęć rodzinnych.

M