Dziś Boże Ciało i w końcu piękna pogoda!!! Nareszcie. Choć biorąc pod uwagę rozszalały ostatnio żywioł, to grzechem jest narzekać na brak ładnej pogody, trzeba dziękować za to, że nasze rejony są bezpieczne… Już może się nad tym dziwowałam, ale ostatni czas jest bardzo niezwykły: katastrofa lotnicza, erupcja wulkanu, powodzie, w samej naszej Polsce, nie wspominając o świecie…

Niecały tydzień temu też nam pogoda dopisała. W niedzielę pojechaliśmy na Hel – jeszcze bez korków. Zrobiliśmy sobie dłuuuugi spacer do latarni i na sam koniec świata, czyli czubek półwyspu. Był to dzień przyjęcia do I Komunii Św. i po całym mieście latały dzieci ubrane w białe giezełka. Po południu, gdy wróciliśmy ze spaceru, te same dzieci, wciąż anielsko odziane, dumnie obnosiły swe nowe nabytki lub z nich korzystały: aparaty fotograficzne, laptopy, skuterki. Niezły widok.

Jakoś zapomniałam robić zdjęć:) Zajął się tym mój mąż, który bloga nie prowadzi, hehehe. Zatem zamiast fotoreportażu posyłamy Wam jedynie pocztówkę z Helu:

 

 

Tego samego dnia wieczorem odbył się zaległy koncert Grzegorza Turnaua, odłożony, ponieważ wypadał w czasie żałoby narodowej. Sama byłam zaskoczona, ile wzruszeń mi dostarczył! Przy Znów wędrujemy do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego zaszkliły mi się oczy… Przepiękne. I pomyśleć, że napisał tę muzykę jeszcze w liceum, skubany. Poza tym jest niezwykle uroczym człowiekiem, ma świetny kontakt z widownią, jest dowcipny i ma dar opowiadania historii. Kiedyś byłam na jego koncercie, jakieś 15 lat temu, jeszcze w starym gdańskim Żaku. I teraz znowu po latach… Uwielbiałam tę muzykę, miałam wszystkie kasety. Po przejściu na nowocześniejszy system CD już nie uzupełniłam płytoteki, a szkoda. Trzeba będzie uzupełnić.

Pozdrowienia bożocielne z ciepłej w końcu Północy…